Nasza historia z kolekcją japońską zaczęła się pewnego mglistego, listopadowego poranka, gdy otworzyłem skrzynkę mailową. Pośród wiadomości, które przyszły nocą, znalazłem jedną z lakonicznym powitaniem: „Cześć, jak się masz? Piszę z Hong Kongu i mam kolekcję prac Beksińskiego do oceny…“.
W Warszawie wstawał właśnie dzień Wszystkich Świętych – 1 listopada 2016. W ciągu kilku następnych dni okazało się, że ta kolekcja to ponad 60 dzieł Beksińskiego i 20 prac innych malarzy, których zdjęcia otrzymaliśmy kilka dni później. Zobaczyliśmy na nich starannie poukładane na magazynowych półkach duże pudła – w każdym z nich był jeden obraz.
Kiedy później, dużo później, otworzyliśmy paczkę z pierwszego transportu – staranność opakowania budziła wrażenie. Każdy obraz był owinięty żółtą, bawełnianą tkaniną i zapakowany w kartonowo-płócienne pudło, najwyraźniej robione indywidualnie dla każdej pracy. Wszystkie obrazy miały te same ramy – złote, stylizowane na takie, w które raczej oprawia się dawne malarstwo.
Kilka dni później, 4 listopada wieczorem, zadzwonił telefon, zapewne by sprawdzić, czy istniejemy naprawdę. Miły głos, doskonałym angielskim, zadawał mi wiele pytań, także o Beksińskiego. Jak jego malarstwo jest popularne w Polsce? Czy mamy klientów także w innych krajach? Po kilku dniach wymiany mailowej nastała cisza. Długa, ponad rok. Do kwietnia 2018.
I wówczas zaczęła się kolejna runda pytań i odpowiedzi. O co chodzi w aukcji, co to są estymacje, ile obrazów Beksińskiego sprzedaje się w ciągu roku. W sumie standard. Prawie jak przesłuchanie – my pisaliśmy kilometrowe maile, z ich strony padały krótkie pytania.
Któregoś pięknego majowego dnia 2018 roku, do galerii wkroczyła dziewczyna z Dalekiego Wschodu, ubrana sportowo, w trampkach. Okazała się pełnomocnikiem Kolekcjonera. Obejrzała dokładnie nasze skromne wnętrza, zadała wiele pytań o naszą pracę, spróbowała pierogów w niedawno otwartej Hali Koszyki. Chyba jej smakowały, bo od tego momentu nasze negocjacje, dotąd długie i drobiazgowe, wyraźnie przyspieszyły.
Przyszedł pierwszy transport – 6 obrazów. W tym czasie wiedzieliśmy już, że chodzi o kolekcję zakupioną przez tajemniczych Japończyków w paryskiej galerii Piotra Dmochowskiego w 1990 roku. Wizytę kolekcjonerów z Dalekiego Wschodu i zakup zbioru prac Beksińskiego „za milion dolarów“ opisała Magdalena Grzebałkowska w swojej książce Beksińscy (rozdział: Japończycy).
Niektóre obrazy z kolekcji są reprodukowane na stronie wirtualnego muzeum Piotra Dmochowskiego, niektóre widać na archiwalnym filmie z początków muzeum w Osace.
Byliśmy zachwyceni. Jesteśmy nadal. W którymś momencie, okazało się, że kolekcja to nie tylko Beksiński, ale też prace innych malarzy: Dudy Gracza, Michalika, Yerki, które kupowane były w Warszawie. Powstanie Kolekcji, a w szczególności jej twórcę, skrywa mgła tajemnicy i szczątkowych informacji. Wiemy, że był w Polsce, oglądał zbiory prac Beksińskiego w Warszawie i w Sanoku. Podobno dalej fascynuje go twórczość malarza, ale nie wiemy, dlaczego zdecydował się pozbyć obrazów. Postać tajemniczego Kolekcjonera jest dodatkowym atutem zbioru – daje nam pole do rozważań, interpretacji, pytań – jest równie tajemnicza i nieodgadniona, jak treść jego ukochanych dzieł. I niech tak już zostanie.
Miejsce: Galeria DA Agra-Art, ul. Wilcza 70, Warszawa (wstęp był wolny)
Szacujemy, że w ciągu 2 miesięcy odwiedziło nas kilka tysięcy osób.
Wystawiliśmy 43 obrazy Zdzisława Beksińskiego z Kolekcji Japońskiej,
Cała Kolekcja Japońska jest prezentowana w naszym albumie (można go kupić tutaj)
Patronem medialnym było Radio TokFM.